Kosmos w budżecie
Wiktor Zając w swoim tekście rozłożył na czynniki pierwsze „kosmiczne” koszty urodzin Placu Wilsona. W tym roku rachunek zamknął się kwotą 336 765 zł brutto – o ponad 25 tys. zł więcej niż w ubiegłym. Największy kawałek tortu połknął koncert Dawida Kwiatkowskiego, Do tego spektakl za 9,5 tys., warsztaty za prawie 58 tys. i strefy aktywności za kolejne 35 tys. Słowem: lokalna feta, a wydatki jak na komercyjny festiwal.
Lokalność czy celebrytyzacja?
Nie podważam samej wysokości kosztów – tak, tyle po prostu kosztuje organizacja dużej imprezy. Problem w tym, że te pieniądze zostały przeznaczone na igrzyska, które po weekendzie nie zostawiają po sobie nic, poza galerią zdjęć w internecie. Tymczasem można je wykorzystać tak, aby realnie stymulowały dzielnicę finansowo – wspierając lokalnych przedsiębiorców, artystów i inicjatywy, które zostaną z nami na dłużej.
Żoliborz ma w czym wybierać – od Natalii Niemen, przez Joannę Dark, po innych zdolnych muzyków i twórców. Zamiast windować koszty do poziomu ogólnopolskich eventów, można by postawić na lokalność, budować więź z mieszkańcami i rozwijać lokalną gospodarkę.
I żeby była jasność – nie mam nic przeciwko Dawidowi Kwiatkowskiemu. Poznałem go prywatnie i uważam za niezwykle utalentowanego artystę, który w pełni zasługuje na najlepsze kontrakty i wielkie sceny. Problem nie leży w nim, tylko w tym, że władze dzielnicy traktują lokalne święto jak ogólnopolski festiwal muzyczny, zamiast okazję do budowania więzi i wspierania własnej społeczności. Sami radni, wraz z władzami otrzymując przepustki na backstage, siedzą tam jak lordowie – objadają się, popijają i starają przypodobać artystom, z czego ci w prywatnych rozmowach nierzadko się śmieją. Zachowują się tak, jakby to była ich prywatna impreza opłacona z prywatnych pieniędzy, a nie z publicznego budżetu. Wygląda to groteskowo – niczym średniowieczni władcy przy suto zastawionych stołach, czerpiący pełnymi garściami z wydarzenia, które w teorii miało być świętem mieszkańców.
Prochownia zamiast policyjnych nalotów
Przykład działania ? Prochownia – miejsce, które przez lata organizowało koncerty niszowych artystów i zawsze przyciągało tłumy i przecież znajduje się w parku Żeromskiego. Zamiast wysyłać tam policję, pisać absurdalne interpelacje, może warto usiąść do stołu i zbudować współpracę? Wtedy budżet na kulturę wspierałby realnie lokalne inicjatywy, a nie komercyjnych idoli.
Nie chodzi o to, żeby uroczystości były tanie. Chodzi o to, żeby były mądrze zorganizowane. Publiczne pieniądze można wydać tak, by zostawiły po sobie trwały ślad w dzielnicy – wsparły lokalnych artystów, przedsiębiorców, miejsca kultury. Dziś jednak wygląda to tak, jakbyśmy płacili za fajerwerki, które gasną, zanim na dobre rozświetlą niebo. A przecież Żoliborz zasługuje na coś więcej niż tylko drogą imprezę dla przyjezdnych fanów Dawida Kwiatkowskiego.
Napisz komentarz
Komentarze