Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 14 października 2024 09:38
Reklama

Dorota Łoboda - determinacja i konsekwencja w walce o lepszą szkołę

Co oznacza dla uczniów brak prac domowych? Dlaczego religia zostanie przesunięta na margines? Odkryj wizję Doroty na przyszłość polskiej edukacji, która nie tylko buntuje się przeciwko obecnemu systemowi, ale także wyznacza drogę dla przyszłych pokoleń uczennic i uczniów.

W wywiadzie przeczytasz m.in. o tym:
- jak idzie kampania wyborcza

- jak na Żoliborzu i Bielanach zmieniła się liczba nauczycieli
- dlaczego Dorota Łoboda zdecydowała się na kandydowanie w wyborach,
- o bolączkach w oświacie,
- jakie zmiany zamierza wprowadzić tuż po wejściu do sejmu,
- dlaczego zmiany w edukacji są niezbędne,

- co stanie się z religią po wygraniu wyborów,

Mateusz Durlik: Jak idzie kampania?

Dorota Łoboda: Dobrze, mam już wszystkie materiały. Każdy dzień zaczynam o 7.30 rozdawaniem ulotek, potem biegnę do pracy, a po południu wracam do spotkań z mieszkankami i mieszkańcami. Wieczorem rozklejam plakaty i rozwieszam banery. Pomiędzy tym wszystkim obsługuję swoje media społecznościowe. Skupiam się na moim elektoracie – czyli na rodzicach dzieci w wieku szkolnym i na nauczycielkach oraz nauczycielach. To grupy, na które mogę liczyć każdych wyborach. Współpracuję z nimi na co dzień. 

W kampanii pomaga mi na szczęście mnóstwo ludzi, to bardzo intensywny czas.

MD: Twoje hasło to: „Po pierwsze edukacja”.

DŁ: Tak, największy nacisk kładę na edukację. Idę do sejmu po to, by edukacja nie została zepchnięta na dalszy plan. Bardzo ważne jest oczywiście przywrócenie praworządności czy zapanowanie nad gospodarką, ale nie chciałabym, żeby w natłoku tych wszystkich spraw edukacja okazała się tematem drugorzędnym.

MD: Z jakimi problemami najczęściej zwracają się do ciebie mieszkańcy?

DŁ: Są rzeczy wymagające pilnej interwencji. To często drobne sprawy, które bardzo utrudniają życie, takie jak braki kadrowe w szkołach, nauka zmianowa, religia w środku planu, przepełniona świetlica albo nieodpowiednie posiłki. To rzeczy, które mogą się wydawać błahe, ale składają się one na obraz szkoły, który musi zostać zmieniony. Staram się tłumaczyć rodzicom, że zbyt duża ilość prac domowych nie wynika ze złośliwości nauczycielki, ale z przeładowanej podstawy programowej. To, że ciągle są w szkole zastępstwa, nie wynika z nieudolności dyrekcji, ale z faktu, że nauczyciele za mało zarabiają i odchodzą z pracy. Nie naprawimy tych drobnych rzeczy, jeśli nie zmienimy całego modelu edukacji. 

Kiedy zdecydowałaś, że chciałabyś z miejskiej komisji edukacji przejść do parlamentu?

To naturalna droga. Zaczynałam jako aktywistka. Gdy skończyły mi się aktywistyczne możliwości działania, przeszłam do samorządu. Z tego poziomu mogła zdziałać więcej, ale i tu doszłam do podobnego etapu. Jako przewodnicząca komisji edukacji byłam w stanie wprowadzić projekt mający na celu zmniejszenie ilości prac domowych, ale z samorządowego poziomu nie mogę już zmienić podstawy programowej. Jako radna miałam wpływ na wysokość dodatków dla nauczycieli, ale nie mogłam zmienić ich pensji zasadniczej. Gdy PiS w ramach Polskiego Ładu zaczęło odbierać pieniądze samorządom, stwierdziłam, że trzeba przejść dalej.

Czy nie jest to pewne uproszczenie, że za wszystko co najgorsze, odpowiada władza centralna?

Jeśli chodzi o edukację, to wina kolejnych ministrów PiS jest całkowita i niepodważalna. 

Ale religia w środku planu zajęć i nadmiar prac domowych były jeszcze przed dojściem PiS do władzy.

Oczywiście. To nie jest tak, że kiedyś szkoła funkcjonowała bez zarzutu, ale funkcjonowała lepiej. Nie mieliśmy tak dużych braków kadrowych. Mieliśmy gimnazja, w których pracowano metodą projektową. Prawo i Sprawiedliwość cofnęło nas do lat minionych. Nigdy nie było tak skrajnie zideologizowanych przedmiotów jak historia i teraźniejszość. Nigdy nie było tak upolitycznionych kuratoriów – dziś zarządzają nimi funkcjonariusze partyjni Prawa i Sprawiedliwości, którzy bezrefleksyjnie wykonują polecenia władzy centralnej nie zastanawiając się nad ich sensem. Jeszcze nigdy nie było tak silnego dążenia do scentralizowania oświaty i założenia kagańca uczennicom, uczniom, nauczycielkom i nauczycielom. 

Jaki jest twoim zdaniem cel takich działań Prawa i Sprawiedliwości?

Cel jest bardzo pragmatyczny, zakreślony przez ministra Ziobrę i marszałka Terleckiego: szkoła ma tak ukierunkować młodych ludzi, żeby głosowali na Prawo i Sprawiedliwość. Temu służy postępująca ideologizacja dzieci, próba zakazania działalności organizacji pozarządowych w szkołach. Prawo i Sprawiedliwość nie poważa takich wartości jak różnorodność, równość, tolerancja, demokracja, autonomia. Bardzo natomiast lubią dyscyplinę, formatowanie według jednego schematu, edukację odtwórczą i biało-czarny model świata, w którym brakuje kolorów. To trafia do elektoratu, który tęskni za czasami, gdy można było bezkarnie bić dzieci, nauczyciele mogli zdzielić ucznia linijką czy wyrzucić go z klasy. PiS gra na niskich instynktach. 

Wróćmy na Żoliborz. Jak w dzielnicy zmieniła się liczba nauczycieli w ostatnich latach?

Nie da się tego porównywać rok do roku, bo cały czas powstają nowe szkoły, więc dane nie są miarodajne. Dane, jakie znamy, wynikają ze zgłoszeń dyrektorów. To jest jednak jedynie wierzchołek góry lodowej, ponieważ oni zgłaszają wakaty dopiero w ostateczności, gdy już naprawdę nie są w stanie sobie poradzić przez ściąganie do pracy emerytów, ściąganie nauczycieli z innych szkół, zatrudnianie ich na półtora etatu i z godzinami nadliczbowymi. Takie praktyki obniżają jakość edukacji. Nauczyciel musi mieć czas na to, żeby sprawdzić klasówki, przygotować się do lekcji, wziąć udział w radzie pedagogicznej, nawiązać kontakt z dzieckiem i rodzicami. Gdy nauczyciel pracuje na półtora etatu, często nie ma czasu żeby choćby poznać swoich uczniów. Co gorsza, gdy dyrekcja widzi, że jakiś nauczyciel się nie nadaje, źle traktuje dzieci, nie przekazuje im wiedzy, to nie mogą go zwolnić, bo nie znajdą nikogo na jego miejsce. 

A co z nauczycielami religii? Jednym z twoich postulatów jest przesunięcie religii na pierwszą i ostatnią godzinę lekcyjną. Jeśli się tak skumuluje te zajęcia, to nie wystarczy nauczycieli, żeby je przeprowadzić.

Uważam, że powinien się tym martwić Kościół, a nie państwo polskie. Szkoły publiczne powinny stać na straży praw wszystkich uczniów, również tych, którzy na religię nie chodzą. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to problem organizacyjny, ale znam duże warszawskie szkoły, które sobie z tym poradziły. Można wystąpić do kurii o zmniejszenie liczby godzin religii do jednej w tygodniu. Tam, gdzie na religię chodzi tylko część klasy, można połączyć grupy. 

Kto zatrudnia nauczyciela religii?

Nauczyciela religii zatrudnia dyrektor szkoły, ale misję działania na terenie szkoły katechecie musi powierzyć właściwy biskup. 

Dlaczego w waszym programie nie ma w ogóle usunięcia lekcji religii ze szkół?

To, o czym rozmawiamy, to 100 konkretów na 100 pierwszych dni rządzenia. Nie da się usunąć religii ze szkół w ciągu stu dni. Religia w szkołach jest gwarantowana konkordatem, więc wyprowadzenie jej ze szkół wymagałoby renegocjacji konkordatu, czego nie da się zrobić w ciągu pierwszych stu dni rządzenia. Jednak stanowczo jestem za tym, żeby lekcje religii nie odbywały się w publicznych szkołach. 

Pytanie od czytelniczki„Moje dziecko poszło do pierwszej klasy i trafiło na system zmianowy. Zaczyna lekcje popołudniu. Jak z tego wybrnąć?”

Rozwiązanie jest jedno – bardzo kosztowne – budowanie nowych szkół i zatrudnianie nowej kadry. W tej kadencji powstaje w Warszawie osiemnaście nowych placówek. Zmianowość wynika również z braku nauczycieli, bo po prostu szkoła nie jest w stanie znaleźć innej nauczycielki. Rozwiązanie braków kadrowych wymaga podniesienia pensji nauczycielom. 

Czy problemu zmianowości nie można rozwiązać z pomocą nauczycieli wspomagających?

Najtrudniej jest nam zatrudnić nauczycieli wspomagających. 

Z czego to wynika?

Bo to trudniejsza praca. Nauczyciele wspomagający często pracują z dziećmi ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Ci nauczyciele w oczach rodziców często mają niższy status. Wolą podejmować inne rodzaje zatrudnienia niż to. W dużych miastach bez budowy nowych szkół zmianowość nie zniknie. 

Z czego jesteś najbardziej dumna w dobiegającej końca kadencji samorządowej?

Powołanie Warszawskiego Rzecznika Praw Uczniowskich, wprowadzenie programu edukacji antydyskryminacyjnej „Szkoła przyjazna prawom człowieka”, wzmocnienie opieki psychologicznej w szkołach, budowa 18 szkół i 24 przedszkoli, podwojenie liczby miejsc w warszawskich żłobkach, finansowanie in vitro, podwyżka dodatków za wychowawstwo dla nauczycielek przedszkolnych.

Czego nie udało Ci się zrealizować?

Podwyżek dodatków motywacyjnych dla nauczycielek i nauczycieli. Ale wciąż o to walczę.

Załóżmy, że wchodzisz do sejmu. Jakich pięć rzeczy chciałabyś zrealizować w pierwszej kolejności. 

  1. Podwyżki dla nauczycielek i nauczycieli. 
  2. Powołanie zespołu niezależnych ekspertek i ekspertów, którzy utworzą komisję edukacji narodowej i zmienią podstawę programową oraz model pracy w szkołach. 
  3. Wyprowadzenie ze szkół historii i teraźniejszości wraz z całym tym pakietem ideologizacji.
  4. Wprowadzenie do podstaw programowych edukacji antydyskryminacyjnej, seksualnej, medialnej, klimatycznej i obywatelskiej.
  5. A z postulatów niezwiązanych z edukacją: legalna aborcja i finansowanie in vitro przez państwo.

Są już placówki w Warszawie, w których nie ma prac domowych? 

Tak, na początku mojej kadencji radnej prowadziłam pilotażowy projekt „Zadaję z głową”. Zgłosiło się do niego wiele szkół, których kadra zdaje sobie sprawę z nadmiernego obciążenia dzieci pracą w domu. W szkołach podstawowych liczba prac domowych, którymi obarczane są dzieci, jest irracjonalna. To zniechęca dzieci do nauki i powoduje konflikty w rodzinie. Nie może być tak, że szkoła przerzuca na dom obowiązek nauki. Nie każde dziecko ma przecież w domu odpowiednie wsparcie. Jeśli już coś zadajemy to nie z dnia na dzień, nie nowy materiał, nie zadania, których dziecko nie jest w stanie wykonać samodzielnie i – przede wszystkim – nie aż tak dużo.

Na Bielanach i Żoliborzu są dwie placówki, w których prac domowych nie ma. Kto o tym zdecydował?

Zdecydowali o tym dyrektorzy w porozumieniu z radami rodziców. 

Dlaczego to się stało tylko w tych dwóch placówkach, a nie w całym mieście?

Szkoły mają swoją autonomię i naprawdę chcemy to szanować. Od Prawa i Sprawiedliwości odróżnia nas brak chęci centralnego, ręcznego sterowania szkołami. 

Jak chcecie zlikwidować prace domowe w sto dni, skoro szkoły pozostaną niezależne?

Nie będziemy zmuszać, ale stworzymy ku temu warunki zmieniając podstawę programową. Dziś jest ona zbyt obszerna i nauczycielki oraz nauczyciele argumentują, że muszą zadawać prace domowe, bo nie wyrabiają się ze wszystkim podczas lekcji. Wprowadzimy tez fundusz na zajęcia dodatkowe w szkołach, zarówno te rozwijające talenty jak i te wspomagające uczennice i uczniów, którzy mają trudności w nauce.

Będziesz ministrą edukacji?

Nie ma takich rozmów. Na to będzie czas po wygranych wyborach.


Dorota Łoboda sm

Dorota Łoboda sm


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
słabe opady deszczu

Temperatura: 9°CMiasto: Warszawa

Ciśnienie: 1013 hPa
Wiatr: 42 km/h